Rozmowa z Mariuszem Kozłowskim, współwłaścicielem firm, które kupiły w Gorzowie kamienice przy ul. 30 Stycznia i Łokietka, a także tern po byłej leżakowni piwa poniemieckiego browaru przy ul. Walczaka.
– Ostatnio zrobiło się głośno w mieście o rozpoczętych przez Was pracach porządkowych i rozbiórkowych na ternie działki przy ul. Walczaka, gdzie mieszczą się piwnice poniemieckiego browaru. Nie spodziewaliście się, że ludzie będą protestować przeciwko wyburzeniu miejsca, które uważają za zabytek?
– Zainteresowani kupnem tego terenu byliśmy już cztery lata temu. W tamtym okresie ówczesny właściciel tego terenu nie posiadał jednak wszystkich dokumentów, dlatego zrezygnowaliśmy z inwestycji. W tym roku przypadkowo spotkaliśmy właściciela gruntów, który zapewnił, że posiada wszystkie niezbędne pozwolenia na rozbiórkę oraz dokumenty od konserwatora zabytków, które poświadczają, że obiekt oraz teren nie jest i nigdy nie był wpisany do rejestru zabytków. Przekazał je nam i dlatego ze spokojem podjęliśmy decyzję o zakupie tego terenu.
– Gdy rozpoczęliście pierwsze prace, to Stowarzyszenie Eksploracyjno – Historyczne „Warta” złożyło do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków zgłoszenie o wpisanie podziemnego kompleksu piwnic do rejestru zabytków.
– Czujemy się oszukani takim działaniem. Wydaliśmy pieniądze. Rozpoczęliśmy prace. Na wszystko mieliśmy zezwolenia. Chcieliśmy zrealizować w tym miejscu bardzo fajny projekt. To miejsce wiele lat straszyło i wygląda, że dalej będzie straszyć. Nie mamy ani ochoty, ani siły w takich warunkach dalej inwestować w Gorzowie.
– Dlaczego po złożeniu wniosku o wpisanie tego terenu do rejestru zabytków przez wspomniane stowarzyszenie wznowiliście w poniedziałek i wtorek prace? Konserwator zabytków informował publicznie, że od momentu wpłynięcia takiego wniosku prace powinny być wstrzymane.
– Wszelkie prace, które zostały kontynuowane od poniedziałku zostały wykonywane zgodnie z prawem. Rozpoczęły się dopiero w poniedziałek, ponieważ właśnie w poniedziałek odebraliśmy prawomocne przeniesienie pozwolenia na rozbiórkę na nowy podmiot, związaną ze zmianą właściciela działki. Po wycince drzew prace zostały wstrzymane nie ze względu na zablokowanie prac przez konserwatora, a tylko i wyłącznie z powodu, że czekaliśmy na uprawomocnienie się tego przeniesienia pozwolenia na nowy podmiot. Od konserwatora zabytków nie otrzymaliśmy wcześniej żadnego pisma, które blokowałoby jakiekolwiek prace. W poniedziałek o godzinie 20.00, konserwator przybył na miejsce rozbiórki i poinformował nas o zakazie. We wtorek wyburzyliśmy betonowe ogrodzenie terenu, które zagrażało osobom przechodzącym chodnikiem. W kolejnych dniach mieliśmy teren ogrodzić.
– Jakiej decyzji spodziewacie się z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków?
– W sumie jest nam już to trochę obojętne. Przemyśleliśmy wszystko i podjęliśmy ostateczną decyzję, że żadnej z trzech inwestycji w Gorzowie nie będziemy kontynuowali. Nie wszystko robimy dla pieniędzy. Ważny jest dla nas spokój i harmonia. Coś w nas ostatnio pękło i nie mamy już serca do tych projektów. Może stowarzyszenie, które zgłosiło wniosek do konserwatora lepiej zadba o ten teren? Dziś mogą świętować. Nic tu nie wybudujemy.
– Jak miał wyglądać budynek, który chcieliście tu postawić?
– Budynek swoją architekturą miał nawiązywać do istniejących piwnic w części parterowej. Istniejące piwnice miały być w części zaadaptowane na leżakownię win i restaurację. Pozostałe kondygnacje budynku projektowane były z tarasami zielonymi i elementami drewnianymi, co nawiązywałoby do pobliskiego parku. Budynek i restauracja miały wyglądać, jak na tych zdjęciach. Nad całością pracował już architekt.
– Co planujecie zrobić z rozpoczętą inwestycją przy ul. 30 Stycznia?
– Na sobotę zaplanowaliśmy demontaż rusztowań. Nie będziemy kontynuowali dalszych prac.
– Dało się usłyszeć plotki, że w budynku przy ul. 30 Stycznia podczas wstępnych prac naruszyliście fundamenty i budynek nadaje się do rozbiórki.
– Bzdury. Dopiero 23 lipca otrzymaliśmy pozwolenie na budowę. Z dyrekcją dróg prowadziliśmy już nawet uzgodnienia odnośnie organizacji ruchu, bo 7 sierpnia mieliśmy montować dźwig, który byłby niezbędny do dalszych prac w kamienicy przy ul. 30 Stycznia. Wcześniej postawiliśmy rusztowania, które zabezpieczały konstrukcję budynku. Dokonaliśmy wszelkie pomiary i prace geologiczne. Usunęliśmy dachówkę i glinę, która zalegała pomiędzy belkami stropowymi. Czynności te miały na celu odciążenie konstrukcji, która została osłabiona przez poprzedniego właściciela, który zalał piwnice betonem, co spowodowało, że ciężar tego betonu wpłynął na osiadanie budynku. Same prace projektowe pochłonęły setki tysięcy złoty. Dodam jeszcze, że uzgodnienia konserwatorów zabytków z architektem trwały blisko dwa lata.
– Jesteście także właścicielem kamienicy przy ul. Łokietka. Tu jakieś prace prowadziliście?
W kamienicy przy ul. Łokietka na obecnym etapie trwały prace geologiczne i geodezyjne w celu ustalenia, czy przechylony budynek jest w trakcie dalszego osiadania, czy ten proces już nie występuje. Kilka tygodni temu zostały zakończone prace inwentaryzacyjne budynku oraz uzgodnienia ze statykiem i architektami, którzy byli na etapie projektowania i zabezpieczenia budynku przed dalszą degradacją.
– Nie szkoda zainwestowanych pieniędzy i włożonej pracy?
– Tak, jak już mówiłem wcześniej – liczy się dla nas spokój. Nie planujemy dalszych prac przy tych budynkach. Wszelkie prace projektowe, czy chociażby montaż dźwigu – żurawia zostały w poniedziałek przez nas zablokowane.
O działce przy ul. Walczaka pisaliśmy tutaj:
– Prace rozbiórkowe przy Walczaka nadal trwały… Osunęła się skarpa! (zdjęcia)
– We wtorek odbędą się oględziny leżakowni browaru Ehrenberga! Jak to miejsce wyglądało w Landsbergu?
– Zabytek po landsberskim browarze na zdjęciach z początku wieku! Co tracimy?
– Piwnice po leżakowni browaru Ehrenberga i spory kawałek parku znikną na zawsze! (mnóstwo zdjęć!)
O budynku przy ul. 30 Stycznia przeczytasz tutaj:
– Kamienica przy 30 Stycznia zmieni się nie do poznania (wizualizacje, zdjęcia)
Brawo! Niech stoja i straszą dalej kolejne lata! Tak właśnie wyglądają prace w naszej Polsce. Jak nie kornik pospolity, to podziemna przechowywania piw! Wstyd.
BRAK MI SLOW !!!!!!!
w glowie sie nie miesci !!!!!!!
DZIESIATKI LAT NIC Z TYM NIE ZROBIONO A TERAZ KIEDY ZNALAZLY SIE OSOBY CHCATE TO RATOWAC TO SIE ICH NISZCZY !!!!!
O CO TUTAJ CHODZI NIE POTRAFIE TEGO ZROZUMIEC
PRZECIEZ ZARAZ SIE TO WSZYSTKO ZAWALI JEDEN BUDYNEK PO DRUGIM !!!!
TO JEST NIE PRAWDO PODOBNE
co za ludzie przykro na to patrzec.
I bardzo dobrze. Brawo dla właścicieli firmy. Wcale im się nie dziwię. Przykro to pisać, ale Gorzów to stan umysłu. Najlepiej, aby nic tu nie było. Obrzydliwe zarośnięte chaszczami ruiny i rozlatujące się kamienice.
bardzo ladnie teraz bedzie wygladal Park czy ktos sie nad tym zastanowil ???
watpie w to !!!!!
masakra
proponuje wywiesc konserwatora na taczce z urzedu
prosze zrobmy referendum tak byc nie moze.
Szkoda dyskusji w tym temacie, inwestor zrobił najlepszy ruch jaki mógł. A dla władz Gorzowa i podmiotów powinni wystrugać medal z ziemniaka!
Żenada co za barany tyle lat zagrażało życiu innych spali bezdo.ni narkomani sama atologia przez tyle lat nikt się nie pofatygował zeby coś z tym piękny zabytkiem zrobić a teraz jak są chętni to się ich niszczy gratuluję naszym mieszkańcom banda idiotow
Masakra to śmieszne stowarzyszenie Warta to banda życiowych nieudaczników co w życiu do niczego nie doszli i uprzykrzają życie innym przy okazji cierpią na tym inni co za Krutyni widzieliście ta EFKE ? Z Facebooka masakra co za daun obrzydliwy
EVKA może teraz wysze stowarzyszenie wykaże się kreatywnością i zaproponuje cos ładnego i pożytecznego??? Czy za bardzo nie chcesz się pokazywać z takim wyglądem??? Posluchaj co mówią sąsiedzi o tobie ! Wszyscy mamy cie juz dosyć idz na miasto i zrob pare zdiec ze ktoś samochod zle zaparkował i pies kupę w parku zrobil może mniej wszystkim zaszkodzisz !
I tak jak zapowiadali tak zrobili ciekawe kiedy się zawali bardzo ładnie to wygląda ciekawe kto będzie pełnił tam WARTE 🙂
Awantura o ruiny przy Walczaka okaże się dla miasta gorzką pigułką do przełknięcia. To jasne, że nie chodzi tu o zabytek, ale interesy developerów.
Jeden z nich wymierzył właśnie poważny cios konkurentowi i wywołał kontrolowaną gównoburzę w stylu: skoro moja krowa nie daje mleka, to niech twoja zdechnie. Konflikt zapyla wyobraźnię mieszkańców i aktywistów, a samozwańczy historycy bronią zalegających od dwudziestu lat ruin, niczym zaprawione w bojach psy uliczne. Skala medialnej ofensywy obrońców rzekomego zabytku mogłaby rywalizować z planami inwazji na Normandię. Sprawa dotyczy jednak ruin, które jak najszybciej powinny zostać zagospodarowane, ale wojna developerów znów to uniemożliwi.
Smutny spektakl oparł się o kwestię wpisania tego miejsca na listę zabytków. Podejrzane jest nie tylko nagłe zainteresowanie się Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków tym miejscem, ale również medialna nagonka i subtelne podszepty typu: „A może by pan zainteresował się tym, że tam będą budować, bo to jest chyba zabytek?”. Wpisanie zalegających od dwudziestu lat ruin przy Walczaka na listę zabytków, to pułapka bez wyjścia. Obecny inwestor jest również właścicielem budynków przy ulicach Łokietka i 30 Stycznia. Jeśli wycofa się z miasta, blizny po tym będą się goić bardzo długo.
Gadać i pisać o tym miejscu, a także kolejnych pomysłach na jego zagospodarowanie, można długo, ale miejsca mało. Nie warto starych spraw rozdłubywać piórem bezstronnego publicysty, który chciałby widzieć to miejsce pięknym, a nie takim jakim jest od trzech dekad. Cieszy fakt, że Gorzów jest dla inwestorów miejscem atrakcyjnym, ale wystarczy rzut oka na niektóre konflikty, aby wiedzieć kto z kim się w danym momencie spiera. Oczywiście, inwestorzy budowlani nad Wartą oferują cudzysłów tak duży, że mieszczą się tam interesy miasta, zamiłowanie do historii oraz troska o dziedzictwo historyczne, a nawet filantropia. Teraz jednak wiadomo, że nie chodzi o miłość do starej leżakowni piwa, ale grubszą sprawę z sąsiedztwa.
Nie miejmy złudzeń, że jest tu obecna również polityka. Ta fastryga szybko puści i wszyscy będą wiedzieć, dlaczego ruiny przy Walczaka nie mogły zostać zagospodarowane. Mieszkańcy obudzą się z ręką w nocniku, a właściwie kupą gruzu przy jednej z głównych ulic miasta. Istnieje nić, a może nawet ulica łącząca architekta konfliktu oraz zdenerwowanych inwestorów. Zdaje się, że czas jest już najwyższy, aby urządzić w którymś z miejskich parków specjalną instalację dla gorzowskich developerów: piaskownica z łopatkami, teren do paintballa, albo nawet strzelnica na ostrą amunicję. Tłuste koty biznesu, zamiast rzucać sobie kłody pod nogi, a także napuszczać na siebie facebookowych trolli, mogłyby rozstrzygać spory lub rywalizować o strefy wpływów.
Formalnie jest to działka prywatna, ale byka za rogi powinien wziąć prezydent Wójcicki, bo od początku „afery” coś tu zgrzyta i nie pasuje. Konserwator rozumie interes miasta na opak, a inwestor słusznie jest poirytowany. Dla niego jest to jedna z wielu działek, taki chleb powszedni, ale dla miasta ważna szansa, by straszące ruiny zamieniły się w fajne miejsce. Jasne, troska o zabytki jest bardzo ważna, ale jakoś nikogo to przez ostatnie kilkadziesiąt lat nie interesowało.